Kiedy mikrodermabrazja pojawiła się w gabinetach dermatologicznych, z początku przychodziły na nią głównie kobiety, które chciały pozbyć się zmarszczek i przebarwień. Później dołączyły do nich te, które zaczęły traktować ją jako zabieg upiększający, który oczyszcza oraz dodaje skórze blasku.

Jednak nie wszystkie kobiety czują się komfortowo, gdy jeszcze kilka dni po zabiegu mikrodermabrazji łuszczy się naskórek i trzeba używać tłustych kremów. Teraz dostępna jest już mikrodermabrazja na bazie tlenu oraz soli fizjologicznej, która daje ci to wszystko bez efektu złuszczania.

Głębokie dotlenienie

To całkowicie nieinwazyjny zabieg dla kobiet, które, tak jak ja, mają wrażenie, że domowy peeling już nie wystarczy, by oczyścić skórę, przywrócić jej świeżość i energię. Chcą też pozbyć się zmarszczek, odblokować pory oraz wyrównać kolor. Zabieg nie złuszcza tak silnie jak tradycyjna mikrodermabrazja. Polega głównie na głębokim dotlenieniu skóry i oczyszczeniu naskórka.

Z prędkością dźwięku Tlen i sól fizjologiczna wydobywają się ze specjalnej końcówki urządzenia niemal z prędkością dźwięku. Aby to osiągnąć, wykorzystano nowoczesną technologię lotniczą. Po oczyszczeniu twarzy kosmetyczka masuje „długopisikiem” twarz, szyję i dekolt. Masaż jest niezwykle silny, chłodny, ale jednocześnie przyjemny. – To ciśnienie, z jakim wydobywa się tlen, usuwa obumarły naskórek. Sól sprawia jedynie, że tlen głębiej penetruje skórę, lepiej ją odżywia.

Czuj się piękna po zabiegu mikrodermabrazji

Zabieg mikrodermabrazji trwa zaledwie 20 minut, a skóra po nim wygląda jak nowo narodzona. Gładka, napięta, lśni energią. Moja koleżanka, z którą spotkałam się następnego dnia, powiedziała: „Boże, jaką masz piękną cerę”. I tak było: przez kilka dni nawet nie używałam podkładu – nie czułam w ogóle potrzeby.